Tytuł przewrotny… Niektórzy mogą jednak sądzić, że to moja fanaberia, żeby wybrać się na urlop bez dzieci i męża. Jak tak można? Przecież powinniśmy wypoczywać razem (już miesiąc razem wypoczywamy, jeśli zaliczymy chorowanie). Czy nie kocham moich dzieci? (pozostawię bez komentarza). Teraz przejdę do prywaty – jak wygląda ten mój 5 dniowy wyjazd bez dzieci (z anginą, żeby nie było za pięknie – i to ja mam anginę). Ale i tak było warto. I nie, nikogo nie zarażam – siedzę sobie w mieszkaniu koleżanki, która wybyła na swój urlop zagraniczny i podlewam kwiatki.
Jak wygląda urlop bez dzieci? Moje osobiste spostrzeżenia.
Ilość rzeczy, które muszę zrobić każdego dnia – zmniejszyła się o jakieś 95%.
Serio. Nie przesadzam.
Mogę spać – od której do której mi się podoba, nikt mnie nie budzi w nocy/rano, nikt mnie nie kopie, nie wbija łokci i nie wyrywa przypadkowo włosów
Mogę nie robić nic – spać w dzień, spacerować, czytać, oglądać niezbyt mądre seriale, myśleć lub nie… Mogę gotować albo zamówić coś na wynos, mogę zmywać następnego dnia… A rzeczy do umycia i tak jest tylko kilka!!!
Samodzielnie zrobić siku (bez wysłuchiwania szlochów, stuków w drzwi i prowadzenia konwersacji przez owe w BARDZO WAŻNYCH sprawach, które akurat teraz MUSZĄ być, nomen omen, załatwione).
Usiąść na kanapie ze świadomością, że nie będę musiała z niej wstać w ciągu kilkunastu najbliższych sekund…
Czego nie muszę?
Wstawać wtedy, kiedy dzieci wstają, chodzić spać dopiero jak zasną
Podnosić tysięcy rzeczy z podłogi, wycierać rozlanego mleka i innych płynów, rozsypanych płatków, resztek jajecznicy, skórek od agrestu…
Podawać wodę/sok/mleko/obrane jabłko/inny kubek/talerz/słomkę/łyżeczkę….
Karmić dzieci 4 razy dziennie (i przekonywaniu, że lody nie są dobrym pomysłem na KAŻDY posiłek)
Ubierać/przebierać/przekonywać, że do sklepu trzeba jednak założyć majtki i spodenki (i pomagać w samodzielnym ubieraniu poszczególnych części garderoby, nawet jeśli muszę kilkanaście przypominać o ubraniu drugiego buta, bo odwróciłam wzrok i pomogłam młodszej w doborze odpowiedniego buta na odpowiednią nogę)…
Przerywać po kilkanaście razy praktycznie każdej czynności.
Oglądać bajek… Chociaż tak się do nich przyzwyczaiłam, że będąc sama zatrzymuję się np na Tomku i stwierdzam, że to najlepsze co mogę obejrzeć.
Nie muszę odpowiadać na setki i tysiące zapytań.
Przybiegać na jęki, krzyki i słowo MAMA sama nie wiem ile razy dziennie…
Wytężać swojej uwagi i przewidywać wszelkie możliwe niebezpieczeństwa – począwszy od zrzuconych/rzucanych przedmiotów (przydrożnych kamieni i ślimaków, opadłych jabłek czy szyszek) po dodatkowe zastosowania widelca i innych kuchennych utensyliów, oraz praktycznie każdego innego przedmiotu (zje? włoży do nosa?)
Chować skarbów do kieszeni (kamyki, żołędzie, piórka, kawałki betonu, kawałki metalu, liście, kwiatki, skorupki… Nawet węgiel)
Wyszukiwać momentów na spokojny oddech
Prać, odplamiać, wieszać i składać ubrań (codziennie mamy przynajmniej 1 pralkę)
Przebierać się – moje ubrania nagle zaczęły nie przyciągać kaszy/płatków/tłustych plam pd placów.
Odkurzać przynajmniej raz dziennie – raz w tygodniu by w zupełności wystarczyło.
Droga mamo, jeśli zastanawiasz się, dlaczego jesteś tak zmęczona, a „nic” nie zrobiłaś – pomyśl o ilości rzeczy, które ZROBIŁAŚ, a których nie widać.
O tych wszystkich uściskach, wizytach w toalecie z dziećmi, myciu brudnych rączek, próbach ugotowania obiadu bez włączenia bajki. Wiem, że niektóre dzieci potrafią się bawić przez 20 minut przesypywaniem fasoli łyżką z miski do miski. Moje patrzyły na mnie jak na idiotkę, przesypywały z miski do miski wysypując połowę na podłogę, wstawały i zajmowały się czymś innym, do czego byłam im niezbędna, lub chciały robić coś, czego absolutnie robić nie powinny – np. wysypywać mąkę na kanapę, kroić prawdziwym nożem lub cokolwiek podobnego. Chyba już wiesz, dlaczego tak mi się podoba pomysł urlopu bez dzieci?
Nie mierz siebie miarą innych matek, innych mężów i innych dzieci.
Tylko Ty wiesz ile rzeczy robisz, a nic nie widać (pozornie).
Jeśli możesz – pozwól sobie na nic nie robienie. Będziesz miała siłę by robić to, z czego składa się Twoja codzienność.
Czy urlop bez dzieci – 5 dni za 5 lat macierzyństwa (bo to pierwszy taki mój wyjazd od 6 lat sic!) to moje widzimisię? A może pozwalam ciału odpocząć i zebrać siły? Może potrzebuję, by być zdrową (fizycznie i psychicznie) dla kogoś? Może krótkie ładowanie baterii pozwoli mi być lepszą matką/żoną/człowiekiem w ciągu najbliższego miesiąca, gdy przedszkola mają swoją przerwę wakacyjną? Drogie mamy, które chciałybyście wyjechać same, a nie możecie – życzę Wam, byście mogły. Chociaż na jedną noc, na jeden dzień. Ta wolność jest upajająca.